C.S. Lewis
Listy starego diabła do młodego
Przełożył Stanisław Pietraszko
Do nabycia m.in. w księgarni św. Wojciecha przy ul. Freta w Warszawie
List 13
Mój drogi Piołunie!
Wydaje mi się, że zużyłeś zbyt wiele atramentu, by donieść mi o całkiem prostej sprawie. Pozwoliłeś temu człowiekowi wymknąć ci się z rąk – oto cała historia. Sytuacja jest bardzo poważna i doprawdy nie widzę żadnych powodów, dla których miałbym cię osłaniać przed konsekwencjami twej nieudolności. Skrucha i wznowienie tego, co tamta strona zwie łaską, i to w skali, jaką opisujesz, jest dla nas druzgocącą porażką. Równa się drugiemu nawróceniu, i to prawdopodobnie dokonanemu na głębszym podłożu niż pierwsze.
Ten duszący obłok, który uniemożliwił twój atak w czasie powrotu pacjenta ze spaceru do starego młyna, jest znanym zjawiskiem i powinieneś był o tym wiedzieć. Jest to najbardziej barbarzyńska broń Nieprzyjaciela, a występuje zazwyczaj wówczas, gdy dla pacjenta On sam jest bezpośrednio obecny w jakiś bliżej nieokreślony sposób. Niektórzy ludzie są Nim otoczeni stale i skutkiem tego zupełnie dla nas niedostępni.
A teraz o twych błędach.
Przede wszystkim, jak wynika z twej własnej relacji, pozwoliłeś pacjentowi czytać książkę, która mu się naprawdę podobała, dlatego, że mu się podobała, a nie dlatego, by potem swoimi uwagami o niej popisywać się przed swymi przyjaciółmi. Po wtóre zgodziłeś się, by przeszedł się w dół do starego młyna na herbatę – spacer w okolicy, którą naprawdę lubi, a w dodatku spacer samotny. Innymi słowy pozwoliłeś mu na dwie konkretne pozytywne przyjemności. Czyż byłeś do tego stopnia ślepy, by nie widzieć w tym niebezpieczeństwa?
Cechą charakterystyczną Cierpienia i Przyjemności jest ich oczywista realność, a zatem dopóki trwają, są dla człowieka, który ich doświadcza, są probierzem rzeczywistości. Przeto próbując doprowadzić swego pacjenta do wiecznego potępienia metodą Romanticzną, czyniąc z niego coś w rodzaju Childe Harolda lub Wertera, pogrążonego w użalaniu się nad sobą z powodu urojonych cierpień, wineneś za wszelką cenę zachować go od jakiegokolwiek rzeczywistego cierpienia, gdyż pięciominutowy prawdziwy ból zęba ukazałby mu oczywisty nonsens romantycznych strapień i zdemaskowałby całą twoją strategię.
Próbowałeś doprowadzić swego pacjenta do potępienia wiecznego za pośrednictwem Świata, to jest przez nabieranie go na próżność, rozgardiasz, ironię i kosztowną nudę potraktowane jako przyjemności. Jak mogłeś nie dostrzegać tego, że prawdziwa przyjemność była ostatnią rzeczą, na jaką mogłeś mu pozwolić? Czy nie przewidziałeś, że przez sam kontrast zniweczy ona te wszystkie bzdury, które tak mozolnie uczyłeś go cenić? Że ten rodzaj przyjemności, jaką dała mu książka i spacer, był najniebezpieczniejszy ze wszystkich? Że to uwolni jego wrażliwość z tej skorupy, którą wokół niego formowałeś, i pozwoli mu odczuć, że powraca do rzeczywistości i odzyskuje samego siebie?
Dążyłeś do tego, by odłączyć pacjenta od siebie samego, traktując to jako wstępny krok do odłączenia go od Nieprzyjaciela, i osiągnąłeś w tym kierunku pewien postęp. A teraz to wszystko zostało zmarnowane.
Oczywiście wiem, że Nieprzyjaciel również pragnie oderwać ludzi od nich samych, ale w inny sposób. Pamiętaj zawsze, że On naprawdę lubi tę nikczemną gawiedź i ma ogromny szacunek dla ich osobowości. Kiedy mówi o zatraceniu samych siebie, pragnie jedynie, by się wyrzekli krzyku własnej woli, a skoro to uczynią, zwraca im całą osobowość i chełpi się (obawiam się, że szczerze), że gdy oddadzą Mu się całkowicie, będą bardziej sobą niż kiedykolwiek przedtem. Stąd też jakkolwiek cieszy się widząc, że poświęcają nawet swe niewinne chęci dla Jego woli, to nie znosi, gdy sprzeniewierzają się swej własnej naturze z jakiegokolwiek innego powodu. My zaś powinniśmy ich zawsze do tego zachęcać.
Najgłębsze skłonności i impulsy każdego człowieka są punktem wyjścia i surowcem, w który go Nieprzyjaciel wyposażył. Odcięcie go od tych skłonności i impulsów jest zawsze pewnym zyskiem – nawet w sprawach obojętnych pożądane jest podstawienie norm świata, konwencji lub mody w miejsce rzeczywistych własnych upodobań czy niechęci człowieka. Przyjąłbym zasadę wykorzenienia u mego pacjenta wszelkich wyraźnych upodobań osobistych, które aktualnie nie są grzechem, nawet gdyby to były upodobania zupełnie błahe, jak zamiłowanie do krykieta, zbierania znaczków czy picia kakao. Takie rzeczy, zgadzam się, nie mają w sobie nic z cnoty, jest w nich jednak pewien rodzaj niewinności, pokory i bezinteresowności, do których nie mam zaufania.
Człowiek cieszący się szczerze i bezinteresownie jakąkolwiek rzeczą na świecie jedynie ze względu na nią samą i nie dbający wcale o to, co inni o tym mówią, przez sam ten fakt jest z góry uodporniony na niektóre nasze najsubtelniejsze sposoby atakowania. Powinieneś zawsze nakłaniać pacjenta do porzucenia ludzi, pokarmu lub książek, które rzeczywiście lubi, na rzecz odpowiednich ludzi, najlepszego pokarmu, doniosłych książek. Znałem człowieka, którego przed wielkimi pokusami ambicji społecznych ochroniło jeszcze większe zamiłowanie do flaczków z cebulą.
Należy zastanawiać się, w jaki sposób naprawić tę klęskę. Bardzo ważną sprawą jest powstrzymanie go od jakiejkolwiek działalności. Dopóki nie zmieni tej nowej skruchy w czyn, nie ma znaczenia, ile czasu poświęca jej w myśli. Niech się w niej to bydlątko tarza. Jeśli ma ku temu jakieś skłonności, niech napisze książkę na ten temat – często bywa to wybornym sposobem wyjałowienia ziarna, które Nieprzyjaciel rzuca w ludzkie dusze. Niech robi, co mu się podoba, tylko niech nie działa. Żadne natężenie pobożności w jego wyobraźni i uczuciach nie przyniesie nam szkody, jeśli potrafimy utrzymać ją z dala od jego woli.
Jak to powiedział jeden z ludzi, czynne przyzwyczajenia wzmacniają się przez powtarzanie, natomiast bierne słabną. Im częściej pacjent twój odczuwa pewne sprawy, lecz przy tym nic nie robi, tym mniej staje się w ogóle zdolny do czynu, a na dalszą metę – tym mniej zdolny do odczuwania.
Twój kochający stryj
Krętacz
Powrót do spisu treści