C.S. Lewis
Listy starego diabła do młodego
Przełożył Stanisław Pietraszko
Do nabycia m.in. w księgarni św. Wojciecha przy ul. Freta w Warszawie
List 16
Mój drogi Piołunie!
W ostatnim liście wspomniałeś mimochodem, że pacjent od chwili nawrócenia uczęszcza regularnie do jednego i tego samego kościoła oraz że nie jest z niego całkowicie zadowolony. I cóż ty na to, jeśli wolno zapytać? Dlaczego dotychczas nie otrzymałem od ciebie sprawozdania o przyczynach wierności kościołowi parafialnemu? Czy zdajesz sobie sprawę, że – o ile to nie przejaw obojętności – jest to rzecz bardzo zła? Na pewno wiesz, że gdy kogoś nie można wyleczyć z chodzenia do kościoła, to najlepiej wysłać go w sąsiednią okolicę, by póty szukał kościoła, który by mu „dogadzał”, aż stanie się wybrednym smakoszem i znawcą kościołów.
Powody są oczywiste.
Po pierwsze parafialną organizację należy zawsze atakować, ponieważ będąc jednością miejsca, a nie upodobań, jednoczy w ten sposób zgodnie z wolą Nieprzyjaciela ludzi różnych klas i usposobienia. Natomiast zasada kongregacyjna czyni z każdego kościoła rodzaj klubu i ostatecznie, jeśli wszystko idzie dobrze, koterię lub stronnictwo.
Po drugie poszukiwanie odpowiedniego kościoła czyni z człowieka krytyka, gdy Nieprzyjaciel pragnie w nim widzieć ucznia. Od człowieka świeckiego oczekuje on w Kościele postawy, która wprawdzie może być krytyczna w sensie odrzucania tego, co fałszywe lub nieprzydatne, lecz ma być bezkrytyczna przez to, że nie traci czasu na szerokie i długie roztrząsanie w myśli powodów, dla których to lub owo zostało odrzucone, lecz raczej w skupieniu i pokornej gotowości otwiera się na przyjęcie wszelkiego dobra, które mu podają.
Sam widzisz, jak On się poniża, jaki jest nieuduchowiony, jak beznadziejnie wulgarny.
Ta postawa stwarza zwłaszcza w czasie kazań stan niezwykle niesprzyjający dla naszej polityki, w którym owe nudziarstwa mogą rzeczywiście trafić do ludzkiej duszy. Nie ma prawie kazania ani książki, która nie byłaby dla nas niebezpieczna, jeżeli zostanie przyjęta w tym duchu. Proszę więc, rusz się i jak najprędzej poślij tego durnia na obchód sąsiednich kościołów. Rejestr twoich ostatnich poczynań nie daje nam zbyt wiele powodów do zadowolenia.
W naszym biurze ewidencyjnym zasięgnąłem informacji o dwóch kościołach w najbliższym sąsiedztwie. Obydwa zasługują na uwagę.
W pierwszym z nich proboszcz tak gorliwie zajął się rozwadnianiem prawd wiary, by je uczynić łatwiejszymi dla niedowierzającej, jak przypuszczam, i ciężko myślącej kongregacji, że obecnie to on zaskakuje parafian swą własną niewiarą, a nie na odwrót. W niejednej duszy podkopał już chrześcijaństwo. Jego prowadzenie nabożeństw również jest godne podziwu. W celu oszczędzenia świeckim wszelkich trudności zaniechał lekcjonarza i naznaczonych psalmów i obecnie, nie zdając sobie z tego sprawy, kręci nieustannie kołowrotek swych piętnastu ulubionych psalmów i dwudziestu ulubionych lekcji. W tym stanie rzeczy nie grozi nam niebezpieczeństwo, by jakaś prawda, która jemu lub jego owczarni nie jest dobrze znana, kiedykolwiek dotarła do ich świadomości przez Pismo Święte.
Ale może twój pacjent nie jest – lub jeszcze nie jest – na tyle głupi, by kościół ten mógł nam przynieść pożytek?
W drugim kościele mamy Fr. Spike'a. Ludzie chcący ogarnąć zakres jego poglądów bywają często zakłopotani. Nie mogą pojąć, dlaczego jednego dnia jest on prawie komunistą, a następnego dnia jest niedaleki od pewnego rodzaju teokratycznego faszyzmu. Jednego dnia jest scholastykiem, by w następnym prawie zupełnie przeczyć wartości ludzkiego rozumu. Jednego dnia nurza się w polityce, a nazajutrz głosi, że wszystkie państwa tego świata w równej mierze podlegają sądowi. My naturalnie widzimy ogniwo wiążące te sprzeczności: jest nim niechęć do ludzi i przekora. Ten człowiek nie potrafi głosić niczego, co nie jest obliczone na poruszenie, urażenie, zakłopotanie albo upokorzenie jego parafian i ich przyjaciół. Kazanie, na które ci ludzie mogliby się zgodzić, byłoby dla niego tak nudne jak oklepany poemat w ich wykonaniu. Jest w nim również pewna obiecująca skaza nieuczciwości. Można go skusić, by mówił:
- Kościół naucza...
gdy w rzeczywistości myśli:
- Jestem prawie pewien, że czytałem to ostatnio u Maritaina czy kogoś podobnego.
Ale muszę cię ostrzec, iż posiada on jedną fatalną wadę: naprawdę wierzy. A to może jeszcze wszystko popsuć.
Istnieje jednak jedna korzystna okoliczność wspólna obu kościołom: oba są kościołami partykularnymi. Zdaje się, iż ostrzegałem cię ostatnio, że o ile nie da się utrzymać pacjenta z dala od Kościoła, to należy go przynajmniej mocno związać z jakimś stronnictwem w Kościele. Nie myślę tu o jakimś odłamie na tle prawdziwie doktrynalnym – w tych sprawach im bardziej jest obojętny, tym lepiej. Poza tym przy wytwarzaniu złośliwości nie liczymy w pierwszym rzędzie na kwestie doktrynalne. Prawdziwa uciecha to wytworzenie nienawiści między tymi, którzy mówią „msza” a tymi, którzy mówią „Wieczerza Pańska”, gdy równocześnie żadna ze stron nie potrafiłaby na przykład wyjaśnić różnicy między doktryną Hookera a Tomasza z Akwinu w sposób, który oparłby się krytyce bodaj przez pięć minut. A jakiż cudowny grunt dla naszej działalności stanowią takie obojętne skądinąd rzeczy, jak świece, szaty i inne podobne drobiazgi!
Usunęliśmy prawie zupełnie z ludzkiej świadomości to, czego ten tak bardzo dla nas szkodliwy kaznodzieja Paweł nauczał swego czasu o pokarmach i innych nieistotnych rzeczach: że mianowicie człowiek nie mający skrupułów winien się zawsze w swym postępowaniu liczyć z człowiekiem skrupulatnym. Wydawałoby się, że aktualność tej zasady jest dla nich jak najbardziej oczywista. Można by się spodziewać, że zobaczysz człowieka z Niskiego Kościoła klękającego i żegnającego się z obawy, by nie zgorszyć delikatnego sumienia brata z Wysokiego Kościoła brakiem religijnego uszanowania – i, odwrotnie, członka Wysokiego Kościoła wstrzymującego się od tych oznak czci w obawie, by nie nakłaniać swego brata z Niskiego Kościoła do bałwochwalstwa.
I tak by istotnie było, gdyby nie nasz nieustanny wysiłek. Bez niego rozmaitość zwyczajów anglikańskiego Kościoła mogłaby stać się istną cieplarnią chrześcijańskiego miłosierdzia i pokory.
Twój kochający stryj
Krętacz
Powrót do spisu treści