C.S. Lewis
Listy starego diabła do młodego
Przełożył Stanisław Pietraszko
Do nabycia m.in. w księgarni św. Wojciecha przy ul. Freta w Warszawie
List 18
Mój drogi Piołunie!
Nawet w szkole prowadzonej przez Slugboba musiałeś się uczyć rutyniarskiej techniki kuszenia seksualnego, a ponieważ dla nas, duchów, cała ta dziedzina jest wyjątkowo nudna (jakkolwiek stanowi konieczną część naszego wyszkolenia), nie będę się nad nią rozwodził. Lecz jeśli chodzi o wyrobienie sobie szerszego spojrzenia na te zagadnienia, sądzę, że musisz się jeszcze wiele nauczyć.
Wymagania Nieprzyjaciela stawiane ludziom przybierają formę dylematu: albo zupełna wstrzemięźliwość, albo konsekwentna monogamia. Już od chwili pierwszego wielkiego zwycięstwa Naszego Ojca całkowita wstrzemięźliwość dzięki naszym zabiegom jest dla ludzi zadaniem niezwykle trudnym. Natomiast ucieczkę w drugim kierunku zagradzamy im już od kilkuset lat. Dokonujemy tego przez poetów i powieściopisarzy, przekonując ludzi, że jedyną przyzwoitą pobudką wstępowania w związek małżeński jest ciekawe a zazwyczaj krótkotrwałe przeżycie zwane zakochaniem się, że małżeństwo może i powinno to przeżycie utrwalić i że małżeństwo, które tego nie spełnia, przestaje zobowiązywać.
W ten sposób sparodiowaliśmy idee pochodzące od Nieprzyjaciela. Cała filozofia Piekła opiera się na uznaniu pewnika, że jedna rzecz nie jest drugą rzeczą, a zwłaszcza że jedna jaźń nie jest drugą jaźnią. Moje dobro jest tylko moim dobrem, a twoje dobro jest twoim. Co jeden zyskuje, to drugi traci. Nawet martwy przedmiot jest tym, czym jest, dzięki wykluczeniu z zajmowanej przez siebie przestrzeni wszelkich innych przedmiotów – jeśli coś się powiększa, czyni to przez odepchnięcie od siebie innych przedmiotów albo przez pochłonięcie ich. To samo odnosi się do ludzkiej osoby.
U zwierząt pochłonięcie przybiera formę pożarcia. Dla nas, szatanów, oznacza to wessanie woli i wolności osobnika słabszego przez silniejszego. Być znaczy trwać we współzawodnictwie o byt.
Natomiast filozofia Nieprzyjaciela nie jest niczym innym jak ciągłym dążeniem do ominięcia tej najoczywistszej prawdy. On zmierza do sprzeczności. Ma być zachowana wielość rzeczy, które w jakiś niewytłumaczalny sposób mają również stanowić jedność. Dobro jednej osoby ma być dobrem drugiej. Tę niemożliwość nazywa on miłością i to samo monotonne panaceum można wyśledzić we wszystkich Jego poczynaniach, a nawet we wszystkim, czym jest lub ma pretensję być. Skutkiem tego nawet jeśli chodzi o Jego własny byt, nie zadowala się jednością w sensie ściśle arytmetycznym: chce być troistym a równocześnie jedynym, by w ten sposób cały ten nonsens o miłości mógł znaleźć oparcie w Jego własnej naturze. Na przeciwległym krańcu tej skali wprowadza On do materii ten obrzydliwy wynalazek – organizm – w którym poszczególne części zostały w przewrotny sposób oderwane od swych naturalnych funkcji rywalizacji i współzawodniczenia między sobą, a skierowane ku zgodnemu współdziałaniu dla dobra całości.
Rzeczywisty motyw, jakim się kierował Nieprzyjaciel decydując się na ustanowienie płci jako środka przekazywania życia, jest jednak zbyt widoczny poprzez sposób, w jaki ją wykorzystał. Płeć mogła być z naszego punktu widzenia całkowicie nieszkodliwa. Mogła być tylko jeszcze jednym sposobem, w jaki silniejszy osobnik napada na słabszego – jak to ma miejsce wśród pająków, gdzie oblubienica kończy gody weselne pożarciem oblubieńca. Lecz u ludzi Nieprzyjaciel niedorzecznie połączył miłość między stronami z pożądaniem seksualnym. On również uzależnił potomstwo od rodziców, a rodzicom udzielił impulsu do jego wychowania, stwarzając w ten sposób Rodzinę, podobną do organizmu, tylko gorszą, gdyż jej członkowie są jednostkami bardziej odrębnymi, a równocześnie powiązanymi ze sobą w sposób bardziej świadomy i odpowiedzialny. W rzeczywistości okazuje się, że cała ta rzecz to jeszcze jeden pomysł na wciągnięcie ludzi w sferę Miłości.
A teraz do rzeczy.
Nieprzyjaciel określił zaślubioną parę jako jedno ciało. Nie powiedział „szczęśliwie zakochana para” ani „para zaślubiona, ponieważ była zakochana”, ty jednak możesz doprowadzić do tego, by ludzie to przeoczyli. Możesz również sprawić, by zapomnieli, że człowiek zwany przez nich Pawłem nie ograniczył tej jedności wyłącznie do par zaślubionych – sam stosunek cielesny czyni według niego jedno ciało. Można więc tak pokierować sprawą, by to, co w pismach Pawła było prostym podkreśleniem doniosłości samego faktu obcowania płciowego, ludzie przyjęli jako literacką pochwałę zakochania.
Prawda jest taka, że gdziekolwiek mężczyzna współżyje fizycznie z kobietą, tam – czy strony tego chcą, czy nie – zadzierzga się między nimi transcendentna więź, która będzie trwała wiecznie, przynosząc szczęście lub cierpienie.
Z prawdziwej przesłanki, że ta transcendentna więź wedle swego przeznaczenia miała zmierzać do wytworzenia uczucia miłości i rozbudowania rodziny (co się rzeczywiście nazbyt często zdarza, gdy się ją nawiązuje z uczciwymi zamiarami), ludzie powinni dzięki odpowiednim zabiegom z naszej strony wysnuć fałszywe przekonanie, że mieszanina czułości, lęku i żądzy, zwana zakochaniem się, jest jedyną rzeczą, która czyni małżeństwo szczęśliwym albo świętym. Urobienie takiego błędnego mniemania jest o tyle łatwe, że w Zachodniej Europie zakochanie bardzo często poprzedza związki małżeńskie zawarte zgodnie z wolą i zamierzeniami Nieprzyjaciela, to znaczy z intencją wierności, płodności i dobrej woli – podobnie jak religijnemu nawróceniu bardzo często (choć nie zawsze) towarzyszy religijne wzruszenie. Innymi słowy trzeba ludzi zachęcać, aby sądzili, że fundamentem małżeństwa jest jakaś mocno podkoloryzowana i wykrzywiona wersja tego, co Nieprzyjaciel istotnie obiecał, ale dopiero jako jego rezultat.
Osiąga się przez to podwójną korzyść.
Z jednej strony ludzi nie posiadających daru wstrzemięźliwości można odciągnąć od szukania rozwiązania tej trudności w małżeństwie, ponieważ nie czują się zakochani, zaś myśl o zawarciu małżeństwa z jakiejkolwiek innej przyczyny dzięki naszym wysiłkom wydaje im się poniżająca czy wręcz cyniczna. I rzeczywiście ludzie tak sądzą. Uważają, że intencja lojalności partnerowi dla zachowania czystości, wzajemnej pomocy i przekazania życia jest czymś niższym od burzliwych emocji (postaraj się wytworzyć w twym pacjencie przekonanie, że ceremoniał zaślubin jest w istocie swej czymś obrażającym i poniżającym).
Z drugiej strony każde seksualne zaślepienie - jakiekolwiek by ono było - dopóki zmierza do małżeństwa, będzie uważane za miłość, a miłość będzie usprawiedliwiać wszelkie przewinienia człowieka. Rodząca się z takiego myślenia opinia publiczna nie pozwoli mu dostrzec konsekwencji, do jakich może doprowadzić poślubienie osoby bezbożnej, rozpustnej lub głupiej. Lecz na ten temat więcej w następnym liście.
Twój kochający stryj
Krętacz
Powrót do spisu treści