C.S. Lewis
Listy starego diabła do młodego
Przełożył Stanisław Pietraszko
Do nabycia m.in. w księgarni św. Wojciecha przy ul. Freta w Warszawie
List 23
Mój drogi Piołunie!
Przez tę dziewczynę i jej odrażającą rodzinę pacjent poznaje z każdym dniem coraz więcej chrześcijan, i to niestety chrześcijan naprawdę inteligentnych. Skutkiem tego przez dłuższy czas nie będziemy w stanie usunąć z jego życia uduchowienia. Z tym musimy się pogodzić – wobec tego jednak trzeba się za wszelką cenę starać popsuć to uduchowienie.
Bez wątpienia ćwiczyłeś nieraz na piekielnym poligonie przekształcanie się w anioła światłości. Obecnie nadeszła najwłaściwsza pora, by próbę tę podjąć w obliczu Nieprzyjaciela. Świat i Ciało zawiodły nas, pozostaje trzecia Siła. A sukces tego trzeciego rodzaju jest najwspanialszy ze wszystkich. Zrujnowany wewnętrznie święty, faryzeusz, inkwizytor lub magik dostarcza Piekłu o wiele więcej rozrywki niż pospolity tyran lub rozpustnik.
Biorąc pod uwagę krąg nowych przyjaciół twego pacjenta, dochodzę do przekonania, że najszczęśliwszym punktem do podjęcia ataku byłyby zagadnienia z pogranicza teologii i polityki. Kilku z jego nowych przyjaciół jest bardzo czułych na punkcie społecznych konsekwencji religii. Sama w sobie jest to rzecz zła, można ją jednak wykorzystać na dobre.
Zwróć uwagę na fakt, że znaczna część pisarzy chrześcijańskich o nastawieniu politycznym sądzi, iż chrześcijaństwo już w bardzo wczesnym stadium swego rozwoju zaczęło zbaczać z drogi i oddalać się od doktryny swego Założyciela. Obecnie nadszedł czas, byśmy tę ideę jeszcze raz spożytkowali jako impuls do wskrzeszenia koncepcji historycznego Jezusa, którego należy szukać na drodze odrzucenia późniejszych naleciałości i przekręceń, a następnie przeciwstawić całej chrześcijańskiej tradycji. W ostatnim pokoleniu forsowaliśmy tezę o historycznym Jezusie w duchu liberalnego humanitaryzmu. Obecnie formujemy nowego historycznego Jezusa skonstruowanego według idei marksistowskich, katastroficznych i rewolucyjnych.
Korzyści z tych konstrukcji, które zamierzamy zmieniać mniej więcej co trzydzieści lat, są wielorakie.
Przede wszystkim kierują one ludzką pobożność ku czemuś, co w rzeczywistości nie istnieje, ponieważ każdy historyczny Jezus jest niehistoryczny.
Dokumenty dotyczące postaci Jezusa mówią to, co mówią, i nic nie można do nich dodać – dlatego każdego nowego historycznego Jezusa trzeba z nich wydobyć przez pomniejszenie i przemilczenie w jednym punkcie, a wyolbrzymienie w innym, i przez ten rodzaj domyślania się (trafnego – to przymiotnik, którego uczymy ludzi używać w tym miejscu), za który normalnie nikt nie dałby grosza, lecz który wystarcza, by co roku wyprodukować i rzucić na półki księgarskie galerię nowych Napoleonów, Szekspirów i Swiftów.
Po wtóre wszelkie tego rodzaju konstrukcje upatrują doniosłość posłannictwa historycznego Jezusa w jakiejś osobliwej teorii, którą On wedle ich przekonania miał głosić. Ma on być wielkim człowiekiem w nowoczesnym znaczeniu tego słowa – przedstawicielem skrajnie ekscentrycznego kierunku myślowego oferującym jakieś panaceum.
W ten sposób odwracamy uwagę ludzi od tego, kim On w rzeczywistości jest, i od tego, czego dokonał. Najprzód czynimy zeń wyłącznie nauczyciela, by następnie zataić całkowitą zgodność między Jego nauką a nauczaniem wszystkich innych autorytetów moralnych. Nie możemy bowiem nigdy dopuścić do tego, by ludzie zauważyli, że wszelkich wielkich moralistów Nieprzyjaciel zsyła nie po to, by ludziom uświadamiali rzeczy nowe, lecz by im przypominali i podawali w sposób bardziej zrozumiały pierwotne zasady moralne – nudne i oklepane – i by to czynili na przekór nam, którzy je ustawicznie zatajamy i spychamy w niepamięć.
My produkujemy sofistów – On wskrzesza Sokratesa, by im przeciwdziałał.
Trzecim naszym celem jest zniszczenie zdrowej pobożności przez tego rodzaju konstrukcje. Realnej obecności Nieprzyjaciela doświadczanej przez ludzi w modlitwie i sakramentach przeciwstawiamy jakąś prawdopodobną, daleką, mglistą i tajemniczą postać kogoś, kto mówił osobliwym językiem i zmarł dawno temu. Taka postać nie może już być obiektem religijnej czci. Zamiast Stwórcy wielbionego przez stworzenia mamy tylko lidera obwołanego przez swych zwolenników, a w końcu nieprzeciętny charakter, uznany przez rozsądnego historyka.
Po czwarte wreszcie tego rodzaju religia – oprócz tego, że jest niehistoryczna w tym, co sądzi o Jezusie – jest jeszcze fałszowaniem historii w innym sensie.
Studiowanie biografii Jezusa na sposób historyczny, tylko jako biografii, nie doprowadziło jeszcze do obozu Nieprzyjaciela ani jednego narodu, a z jednostek – tylko nieliczne. W rzeczywistości materiały historyczne do pełnej biografii Jezusa są dla ludzi niedostępne. Najwcześniejsi wyznawcy nawracali się przez jedyny fakt historyczny – Zmartwychwstanie, i przez jedyną prawdę teologiczną – Odkupienie, skierowaną przeciwko grzechowi, który u nich istniał już wcześniej. Grzechowi nie przeciwko jakiemuś nowemu nakazowi mody w zakresie kostiumów maskowych, wprowadzonemu przez jakiegoś wielkiego człowieka, lecz przeciwko staremu, oklepanemu i powszechnemu prawu moralności, którego ich nauczyły matki i niańki.
„Ewangelie” zjawiają się później i zostały napisane nie po to, by nawracać chrześcijan, lecz by dobrym przykładem budować już nawróconych.
Jakkolwiek zatem historyczny Jezus mógłby się dla nas w konkretnym przypadku wydawać niebezpieczny, powinniśmy go zawsze popierać.
Jeśli chodzi o ogólny związek pomiędzy chrześcijaństwem a polityką, pozycja nasza jest bardziej delikatna. Z pewnością nie chcemy, by chrześcijaństwo oddziaływało na życie polityczne ludzkości, ponieważ utworzenie czegoś w rodzaju prawdziwie sprawiedliwego społeczeństwa byłoby poważną klęską. Z drugiej strony musimy, i to koniecznie, tak urobić ludzi, by traktowali chrześcijaństwo i religię jako środek. Najlepiej oczywiście jako środek do kariery, lecz jeśli to się nie uda, to jako środek do czegokolwiek – choćby nawet do osiągnięcia sprawiedliwości społecznej.
Cała rzecz polega na tym, żeby najpierw skłonić człowieka, by cenił sprawiedliwość społeczną jako sprawę, której domaga się Nieprzyjaciel, następnie zaś doprowadzić jego umysł do takiego stanu, w którym zacznie cenić chrześcijaństwo tylko dlatego, że może ono wytworzyć sprawiedliwość społeczną.
Nieprzyjacielem bowiem i Jego prawdą nie można się posłużyć jako środkiem do celu. Ludzie lub narody, które uważają, że można uaktywnić i zdynamizować wiarę po to, by następnie uczynić z niej narzędzie do stworzenia wzorowego społeczeństwa, mogliby z równym powodzeniem uważać, że drogi do Nieba można by użyć jako krótszej drogi do pobliskiej apteki. Na szczęście stosunkowo łatwo udaje się zwabić ludzi w ten ślepy zaułek. Dopiero co znalazłem u pewnego chrześcijańskiego pisarza ustęp, w którym zaleca on swą własną wersję chrześcijaństwa, twierdząc, iż: Jedynie taka wiara może przetrwać śmierć starych kultur i narodziny nowych cywilizacji.
Czy widzisz tę szczelinę? Wierz w to nie dlatego, że to jest prawda, lecz z jakiegokolwiek innego powodu. Oto, na czym polega gra.
Twój kochający stryj
Krętacz
Powrót do spisu treści