C.S. Lewis
Listy starego diabła do młodego
Przełożył Stanisław Pietraszko
Do nabycia m.in. w księgarni św. Wojciecha przy ul. Freta w Warszawie
List 24
Mój drogi Piołunie!
Nawiązałem korespondencję ze Slumtrimpetem, który opiekuje się narzeczoną twego pacjenta, i zaczynam dostrzegać szczelinę w jej zbroi. Jest to mała, niezauważalna wada, występująca u prawie wszystkich kobiet wychowanych w środowisku inteligenckim zespolonym wspólnie wyznawaną, jasno i wyraźnie sprecyzowaną wiarą. Rysa ta polega na niezmąconym wątpliwością przeświadczeniu, że ludzie nie podzielający jej wierzeń są w pewnym stopniu ograniczeni i śmieszni.
Mężczyźni, którzy często spotykają się z ludźmi o innych wierzeniach, nie myślą w ten sposób. Ich dufność w sobie – o ile w ogóle są dufni – jest innego rodzaju. Jej sposób myślenia, o którym sądzi, że wypływa z Wiary, w rzeczywistości wynika w znacznej mierze z atmosfery środowiska. W gruncie rzeczy nie różni się on wiele od przekonania, jakie żywiłaby w wieku lat dziesięciu, że noże do ryb używane w domu jej ojca są właściwymi, normalnymi lub prawdziwymi nożami do ryb, gdy noże używane w sąsiednich domach wcale nie są prawdziwymi nożami do ryb.
W tym wszystkim jest jednak tak dużo nieświadomości i naiwności, a tak niewiele duchowej pychy, że nie rokuje nam to wielkich nadziei na przyszłość. Lecz czy pomyślałeś, jak to wykorzystać w pracy nad swym pacjentem?
Pamiętaj, że nowicjusze zawsze przesadzają. Człowiek, którego przyjęto do lepszego towarzystwa, bywa przesadnie subtelny. Młody naukowiec jest pedantyczny. Pacjent twój w tym nowym kręgu ludzi jest również nowicjuszem. Bywa on tam codziennie i styka się z takim życiem chrześcijańskim, jakiego sobie przedtem nigdy nie wyobrażał, nadto będąc zakochanym patrzy na nie jakby przez czarodziejskie okulary. Stara się więc – a nawet mu to nieprzyjaciel nakazuje – naśladować te zalety.
Czy nie mógłbyś go nakłonić, by naśladował również wspomniany uprzednio defekt pani swego serca i by go przejaskrawił do tego stopnia, aby to, co u niej jest jeszcze wybaczalne, w nim stało się mocno ugruntowaną a najpiękniejszą z wad: duchową Pychą?
Warunki zdają się nam sprzyjać wprost idealnie.
Nowe grono osób, w którym pacjent się obecnie znajduje, jest tego rodzaju, że stanowi dla niego przedmiot dumy, a więc i pokusę pychy. I to nie tylko z samego chrystianizmu, którym ci ludzie żyją. Jest to towarzystwo bardziej wykształcone, inteligentniejsze i sympatyczniejsze niż którekolwiek z dotychczas przez niego napotkanych.
Poza tym ulega on również pewnym złudzeniom co do własnego miejsca w tym kółku. Pod wpływem zakochania się wciąż jeszcze uważa się za niegodnego swej narzeczonej, natomiast bardzo szybko zatraca takie poczucie niegodności w odniesieniu do wszystkich innych. Nie ma pojęcia o tym, ile mu wybaczają, ponieważ są wyrozumiali, ani o tym, że starają się brać go z najlepszej strony, ponieważ obecnie jest już prawie członkiem tej rodziny. Nawet mu się nie śni, że w jego poglądach i wypowiedziach tamci bardzo często dostrzegają jedynie echa własnych słów i poglądów.
Jeszcze mniej zdaje sobie sprawę z tego, że jego fascynacja tamtymi ludźmi jest w ogromnej mierze wynikiem erotycznego czaru, które ona dla niego wszędzie wokół siebie roztacza. Sądzi na przykład, że lubi ich rozmowy oraz sposób życia dlatego, że pomiędzy ich stanem duchowym a jego własnym istnieje pełna zgodność, podczas gdy w rzeczywistości tamci przerastają go tak dalece, że gdyby nie był zakochany, byłby bardzo zakłopotany; a wiele z tego, co obecnie bez trudności przyjmuje, odstręczałoby go od ich towarzystwa. Jest podobny do psa, któremu się zdaje, że rozumie się bardzo dobrze na broni palnej, ponieważ jego przywiązanie do pana i instynkt polowania umożliwiają mu cieszenie się strzelaniną.
W tym właśnie leży twoja szansa. Gdy Nieprzyjaciel przez miłość seksualną i grono bardzo sympatycznych i mocno w Jego służbie zaawansowanych osób wciąga tego młodego barbarzyńcę na poziom, którego inaczej nigdy nie zdołałby osiągnąć, ty musisz postarać się o to, by żył złudzeniem, że odnajduje swój własny poziom, że owi ludzie są ludźmi jego pokroju i że wchodząc między nich znalazł się u siebie.
Gdy wyszedłszy z otoczenia tych ludzi znajdzie się w innym towarzystwie, wyda mu się ono nudne.
Częściowo z tego powodu, że rzeczywiście niemal każde inne towarzystwo dostępne dla niego jest o wiele mniej zajmujące, lecz przede wszystkim dlatego, że brakować mu będzie czaru owej młodej kobiety. Musisz go nauczyć mylnie brać kontrast między gronem ludzi, w którym ma upodobanie, a innym, które go nudzi, za kontrast między chrześcijanami a niewierzącymi.
Trzeba go tak urobić, by myślał (słowami raczej niech tego nie wyraża): Jakże Inni jesteśmy my, chrześcijanie; a przez „my, chrześcijanie” powinien bezwiednie rozumieć: moje towarzystwo; przez „moje towarzystwo” zaś powinien rozumieć nie: ludzie, którzy mnie w swym miłosierdziu i pokorze przyjęli, lecz: ludzie, z którymi obcuję jak równy z równymi.
Powodzenie w tym wypadku zależy od tego, czy uda się wprowadzić zamęt w jego życie duchowe.
Jeśli spróbujesz skłonić go do jawnej i wyraźnej pychy z tego, że jest chrześcijaninem, najprawdopodobniej poniesiesz porażkę – przestrogi Nieprzyjaciela są zbyt dobrze znane. Z drugiej strony jeśli usuniesz całkowicie z jego świadomości ideę „my chrześcijanie” i zadowolisz się jedynie ideą „moje towarzystwo”, to nie wytworzysz w nim prawdziwej duchowej pychy, lecz tylko towarzyską próżność, która w porównaniu z tamtą jest złudnym, słabiutkim grzeszkiem. W tej sytuacji należałoby wypielęgnować w pacjencie oszukańcze samozadowolenie przenikające wszystkie jego myśli, a z drugiej strony nie dopuścić do tego, by kiedykolwiek zadał sobie pytanie:
- Z czego ja właściwie jestem aż tak zadowolony?
Świadomość przynależności do kręgu wtajemniczonych sprawia mu wielką przyjemność. Trącaj stale tę strunę. Wykorzystując wpływ tej dziewczyny w momentach, gdy jest najgłupsza, naucz go to, co mówią niewierzący, przyjmować z rozbawioną miną.
Bardzo pomocne mogą się tu okazać niektóre teorie, z jakimi można się współcześnie spotkać w pewnych kręgach chrześcijańskich – mam na myśli teorie, które każą się dopatrywać nadziei społeczeństwa w jakimś wąskim kole klerków, jakiejś wyszkolonej mniejszości teokratów. Nie zaprzątaj sobie głowy tym, czy ta teoria jest prawdziwa czy fałszywa – najważniejsze jest, by uczynić chrześcijaństwo religią tajemniczą i sprawić, by pacjent uważał siebie za jednego z wtajemniczonych.
Bardzo cię proszę, nie zapełniaj swoich listów śmieciami dotyczącymi wojny europejskiej. Jej ostateczny wynik jest niewątpliwie doniosły, jest to jednak przedmiot zainteresowań i kompetencji Wysokiego Dowództwa. W najmniejszej nawet mierze nie interesują mnie wiadomości, ilu ludzi zginie w Anglii. O tym, że mieli kiedyś umrzeć, wiedziałem – w jakim zaś stanie duchowym zmarli, mogę się dowiedzieć w naszym biurze, po tej stronie.
Bądź więc łaskaw zająć się poważnie tym, co do ciebie należy.
Twój kochający stryj
Krętacz
Powrót do spisu treści