C.S. Lewis
Listy starego diabła do młodego
Przełożył Stanisław Pietraszko
Do nabycia m.in. w księgarni św. Wojciecha przy ul. Freta w Warszawie
List 5
Mój drogi Piołunie!
Rozczarowałem się nieco. Spodziewałem się szczegółowego sprawozdania z pracy, a list Twój jest jakąś mglistą rapsodią.
Mówisz, że szalejesz z radości, ponieważ Europejczycy rozpoczęli jeszcze jedną wojnę. Widzę bardzo dobrze, co ci się przydarzyło. Nie oszalałeś, lecz jesteś tylko odurzony. Czytając między wierszami twego bardzo niezrównoważonego sprawozdania o bezsennej nocy pacjenta, mogę dość dokładnie odtworzyć stan twojego umysłu. Po raz pierwszy w swym zawodzie zakosztowałeś napoju, który jest nagrodą za wszystkie nasze trudy – udręczenia i oszołomienia ludzkiej duszy – i to ci uderzyło do głowy.
Chyba nie mogę cię ganić. Próżno szukać doświadczonej i statecznej głowy na młodych barkach.
Czy pacjent zareagował na przedstawione przez ciebie przerażające obrazy przyszłości? Czy doprowadziłeś go choćby do paru tylko wnikliwych a pełnych żalu spojrzeń na minioną szczęśliwą przeszłość? Może odczuł kilka subtelnych dreszczyków w swym wnętrzu? Spisałeś się więc na medal?
Tak, tak – to wszystko jest całkiem naturalne. Ale pamiętaj, Piołunie, że obowiązek idzie przed przyjemnością. Jeśli teraz przez jakiekolwiek zaniedbanie doprowadzisz do ostatecznej utraty swego łupu, to przez całą wieczność będziesz cierpieć, pragnąc napoju, którego pierwszy łyk tak bardzo cię teraz uszczęśliwił. Z drugiej strony jednak jeśli przez stałe i z zimną rozwagą stosowane zabiegi zdołasz ostatecznie zabezpieczyć jego duszę, to stanie się on twoim na zawsze – żywy kielich po brzegi wypełniony rozpaczą, grozą i zdumieniem, który będziesz mógł podnosić do ust, ilekroć będziesz miał ochotę.
Tak więc nie dopuść, by jakiekolwiek przelotne podniecenie odciągnęło cię od twojego rzeczywistego zadania, którym jest podkopanie wiary i zapobieganie formowaniu się cnót.
W następnym liście nie omieszkaj donieść mi szczegółowo, jak twój pacjent reaguje na wojnę – tak, ażebyśmy mogli zastanowić się, czy więcej korzyści osiągniesz czyniąc zeń zagorzałego patriotę, czy też zapalonego pacyfistę. I w jednym, i w drugim przypadku masz bogate możliwości. Tymczasem jednak muszę cię ostrzec, byś od wojny nie oczekiwał zbyt wiele.
Naturalnie wojna to rzecz zajmująca. Związany z nią lęk i cierpienie ludzkie jest upragnionym i miłym pokrzepieniem dla niezliczonego mnóstwa naszych utrudzonych pracowników. Ale jakież trwałe dobro może to nam przynieść, jeśli nie wykorzystamy wojny dla dostarczenia dusz ludzkich Naszemu Ojcu w Otchłani?
Gdy patrzę na doczesne cierpienia tych ludzi, którzy w końcu wymykają nam się z rąk, to czuję się tak, jakby pozwolono mi skosztować pierwszego dania na wspaniałej uczcie, a potem odmówiono reszty – to gorsze, niż gdyby się niczego nie skosztowało. Nieprzyjaciel, wierny swym barbarzyńskim metodom walki, pozwala nam widzieć krótkotrwałą niedolę swych ulubieńców jedynie po to, by nas dręczyć i przyprawiać o męki Tantala – drażnić złudnymi nadziejami ten nieustanny głód do jakiego doprowadza nas Jego blokada w obecnej fazie wielkiego konfliktu.
Myślmy przeto raczej, jak wykorzystać tę wojnę europejską, niż jak się nią cieszyć. Zawiera ona bowiem pewne tendencje, które same z siebie wcale nie są dla nas korzystne.
Możemy spodziewać się dużej dozy okrucieństwa i nieczystości. Ale jeśli będziemy nieostrożni, ujrzymy, jak tysiące ludzi zwracają się w tej ciężkiej próbie ku Nieprzyjacielowi, a dziesiątki tysięcy, które wprawdzie aż tak daleko się nie posuną, odwracają jednak uwagę od samych siebie, kierując ją na wartości i sprawy, które ich zdaniem przewyższają ich samych. Wiem, że Nieprzyjaciel nie pochwala wielu z tych spraw. Ale właśnie w tym tkwi Jego wielka nieuczciwość. Często zagarnia On ludzi, którzy oddali życie za sprawy, które On sam uważa za złe, a czyni tak na tej potwornie sofistycznej podstawie, że ludzie uważali je za dobre i szli za tym, co w ich pojęciu było najlepsze.
Rozważ również, jak wiele jest w czasie wojny niepożądanych zgonów. Ludzie giną tam, gdzie wiedzą, że mogą zostać zabici, o ile więc w ogóle należą do stronnictwa Nieprzyjaciela, idą na śmierć przygotowani. O ileż lepiej byłoby dla nas, gdyby wszyscy ludzie umierali w kosztownych zakładach leczniczych, wśród doktorów, którzy kłamią, pielęgniarek, które kłamią, przyjaciół, którzy kłamią – tak! - obiecując umierającym życie, umacniając w nich mniemanie, że choroba usprawiedliwia wszelkie pobłażanie dla siebie, a nawet – jeśli nasi pracownicy znają się na swojej robocie – powstrzymując wszelką sugestię przywołania księdza, by choremu nie zdradzić, jaki jest prawdziwy stan jego zdrowia.
A jak zgubną jest dla nas ustawiczna pamięć o śmierci, jaka ludziom narzuca wojna! Jeden z naszych najlepszych oręży – zadowolenie się doczesnością – staje się nieprzydatny. W czasie wojny nikt nie sądzi, że będzie żył wiecznie.
Wiem, że Scabtree i inni widzieli w wojnach doskonałą okazję do ataków na wiarę, sądzę jednak, że to przesada. Nieprzyjaciel bardzo jasno uświadomił swych stronników, że cierpienie jest zasadniczym elementem tego, co On sam nazywa Odkupieniem, toteż wiara zburzona przez wojnę albo zarazę w rzeczywistości niewarta jest trudu włożonego w jej burzenie. Mam w tej chwili na myśli cierpienie dłuugotrwałe – takie, jakie przynosi wojna. Naturalnie w samej chwili przerażenia, jakiejś bolesnej straty lub fizycznego bólu, gdy rozsądek chwilowo nie działa, możesz swym człowiekiem zawładnąć. Przekonałem się jednak, że nawet wówczas jeśli tylko człowiek odwoła się do głównej kwatery Nieprzyjaciela, sytuacja jego jest prawie zawsze uratowana.
Twój kochający stryj
Krętacz
Powrót do spisu treści