C.S. Lewis
Listy starego diabła do młodego
Przełożył Stanisław Pietraszko
Do nabycia m.in. w księgarni św. Wojciecha przy ul. Freta w Warszawie
List 9
Mój drogi Piołunie!
Ostatni mój list przekonał cię – mam nadzieję – że dolina oziębłości lub oschłości, przez którą obecnie przechodzi twój pacjent, nie da ci jego duszy sama z siebie, lecz wymaga odpowiednich zabiegów z twojej strony. Obecnie rozważę, jaką formę powinny one przybrać.
Przede wszystkim zawsze przekonywałem cię, że okresy dolinowe ludzkiego falowania dostarczają doskonałej okazji do wszelkich pokus zmysłowych, szczególnie seksualnych. Może cię to zdziwić, gdyż (co jest rzeczą samą przez się zrozumiałą) więcej energii, a co za tym idzie – więcej potencjalnych pragnień istnieje w okresach szczytowych, lecz musisz pamiętać, że i odporność jest wówczas największa. Zdrowie i siły witalne, które ty chcesz wykorzystać do rozbudzenia pożądliwości, można niestety z łatwością spożytkować także na pracę, sport, rozmyślanie lub nieszkodliwą zabawę. Atak ma o wiele większe szanse powodzenia, gdy cały wewnętrzny świat człowieka przeniknięty jest szarzyzną, chłodem i nudą.
Należy również wziąć pod uwagę to, że seksualność dolinowa nieco różni się jakościowo od seksualności szczytowej. O wiele rzadziej prowadzi ona do ckliwego zjawiska, które ludzie nazywają zakochaniem, jest o wiele bardziej skłonna do perwersji, o wiele mniej skażona tymi wielkodusznymi, fantazyjnymi, a nawet duchowymi dodatkami, które często czynią ludzką seksualność tak bardzo zawodną.
Tak samo jest z innymi pożądliwościami człowieka. O wiele łatwiej doprowadzisz swojego człowieka do nałogu pijaństwa, jeżeli będziesz mu podsuwał kieliszek jako środek kojący w chwilach znużenia i przygnębienia, niż gdybyś go zachęcał do korzystania z niego jako ze środka do wytworzenia atmosfery wesołości w gronie kolegów, gdy jest szczęśliwy i pełen życia.
Nie zapominaj nigdy o tym, że mając do czynienia z jakąkolwiek przyjemnością w jej zdrowej, normalnej i zaspokajającej formie, znajdujemy się w pewnym sensie na pozycjach Nieprzyjaciela. Wiem, że niejedną duszę zdobyliśmy poprzez przyjemności. Niemniej jednak jest to Jego wynalazek, a nie nasz. To On stworzył przyjemności – żadne z naszych dotychczasowych badań prowadzonych w tym kierunku nie pozwoliły nam wytworzyć choćby jednej. Wszystko, co możemy uczynić, to zachęcać ludzi, aby z przyjemności stworzonych przez naszego Nieprzyjaciela korzystali w czasie, w sposób lub w stopniu przez Niego zakazanym. Dlatego staramy się zawsze wypaczać naturalny stan każdej przyjemności i nadać jej taką formę, w której byłaby najmniej naturalna, najmniej przyjemna i najmniej przypominała swego Stwórcę. Coraz silniejsze pożądanie coraz słabszej przyjemności – oto właściwa formuła. Jest pewniejsza i w lepszym stylu. Zyskać duszę człowieka i nic mu za to nie dać – oto, co naprawdę cieszy serce Naszego Ojca. Okresy dolin są sprzyjającą porą do zapoczątkowania takiego procesu.
Istnieje jednak jeszcze lepszy sposób wykorzystania doliny: mianowicie przez wyzyskanie tego, co sam pacjent myśli. Jak zawsze pierwszą i najważniejszą sprawą jest utrzymanie go w niewiedzy. Nie dopuścić do tego, by zmiarkował, że istnieje Prawo Falowania. Niech wychodzi z założenia, że początkowa gorliwość towarzysząca jego nawróceniu mogła i powinna była trwać wiecznie i że jego obecna oschłość jest stanem równie trwałym. Raz utrwaliwszy w jego umyśle to błędne mniemanie, możesz obrać różne drogi dalszego postępowania. Wszystko zależy od tego, czy twój człowiek jest typem małodusznym, którego można kusić do rozpaczy, czy też typem naiwnego optymisty, którego da się łatwo przekonać, że wszystko jest w porządku.
Pierwszy typ spotyka się wśród ludzi coraz rzadziej. Jeżeli jakimś trafem twój pacjent jest właśnie taki, wszystko pójdzie łatwo. Musisz go tylko trzymać z dala od doświadczonych chrześcijan (w dzisiejszych czasach to nietrudne zadanie), kierować jego uwagę na odpowiednie ustępy w Piśmie Świętym, a następnie postawić przed nim beznadziejne zadanie odzyskiwania swych dawnych uczuć jedynie siłą woli – a wygrana jest po naszej stronie.
Jeżeli natomiast jest typem raczej beztroskim, twoim zadaniem jest sprawić, by pogodził się z obecną niską temperaturą swego ducha i stopniowo zadowolił się nią, utwierdzając się w przeświadczeniu, że ostatecznie nie jest tak bardzo niska. Po tygodniu lub dwóch każesz mu żywić wątpliwości, czy pierwsze dni jego chrześcijaństwa nie grzeszyły przypadkiem lekką nadgorliwością. Mów mu o potrzebie zachowania umiaru we wszystkim, a możesz być zupełnie spokojny o jego duszę. Religia umiarkowana jest dla nas tak samo użyteczna jak kompletny brak religijności – a przy tym zabawniejsza.
Inna możliwość – to bezpośrednie zaatakowanie jego wiary. Kiedy dzięki twoim zabiegom pogodzi się z tym, że okres dolinowy jest czymś trwałym, to czyż nie będziesz mógł go przekonać, że jego religijna faza po prostu zaniknie równie jak wszystkie poprzednie fazy, przez które przechodził?
Oczywiście niepodobna sobie wyobrazić, jak można, logicznie myśląc, od stwierdzenia „Przestaje mnie to interesować” przejść do stwierdzenia „To jest fałszywe”. Lecz, jak już uprzednio zaznaczyłem, ty musisz opierać się na żargonie, a nie na rozumowaniu. Samo słowo faza skutecznie załatwi sprawę. Zakładam, że człowiek przeszedł już przez kilka takich faz (oni wszyscy to przechodzą) i że zawsze przyjmuje postawę wyższości i lekceważenia w stosunku do faz, które pozostawił już za sobą – nie dlatego, że je krytycznie ocenił, lecz po prostu dlatego, że minęły.
Ufam, że karmisz go należycie mglistymi ideami Postępu, Rozwoju i Historycznego Punktu Widzenia i że dajesz mu do czytania dużo nowoczesnych biografii. Ludzie w nich zawsze przechodzą przez jakieś fazy, nieprawdaż?
Rozumiesz już, na czym rzecz polega? Dąż do tego, by jego umysł nie dojrzał prostej antytezy, jaka istnieje pomiędzy Prawdą a Fałszem. Efektowne, bliżej nieokreślone wyrażenia:
- To była faza.
- Już to wszystko mam za sobą.
I nie zapomnij wykorzystać również zbawiennego słowa młodzieńczy.
Twój kochający stryj
Krętacz
Powrót do spisu treści